Granice między państwami fascynują mnie. Dziwna, często niewidoczna linia,
po przekroczeniu której wszystko się zmienia. Ludzie wyglądają inaczej, inaczej
mówią, jedzą i mieszkają. Nie sposób zrozumieć, dlaczego sąsiedzi żyjący po obu
stronach tej linii, czasami w odległości mniejszej od kilometra, nie znają się
nawzajem i nie popijają piwka przy sąsiedzkim grillu. Może należałoby użyć
czasu przeszłego? Z południowym sąsiadem, Czechami, łączą Polaków wspólne szlaki
górskie i ponad graniczne inicjatywy turystyczne. Na teren zachodniego sąsiada,
Niemiec, przeniknęliśmy już dawno, stając się drugą po Turkach mniejszością.
Przygraniczne Gorlitz zamieszkują Polacy z uwagi na niższe czynsze. Granice
wciąż istnieją, ale brak mi ich dawnej, przed szengenowskiej wyrazistości. Gdy
pierwszy raz przekraczałem posterunki celne, jedynie na podstawie dowodu
osobistego, miało to dla mnie coś z świętokradztwa. Ale gdy posterunki zniknęły,
pierwszą radość, szybko zastąpił żal. To był koniec namacalnego bytu, który skonał
i przeszedł w inny wymiar. Dzisiaj wciąż szybciej bije mi serce, gdy
przejeżdżam z Lubawki do Nachodu, czy ze Zgorzelca do Gorlitz. Jednak, gdzie
tym granicom do budzących grozę wspaniałych wież strzelniczych i zaoranej ziemi
pomiędzy Armenią i Turcją.
![]() |
Garnica pomiędzy Armenią i Turcją. W tle widać Ararat, a na pierwszym planie terytorium niczyje i pas zaoranej ziemi. |
Dziś jednak podróżowałem w kierunku prawdziwej Granicy, prawdziwych
posterunków i żołnierzy z karabinami przewieszonymi przez ramię. Krajobraz
zmieniał się za oknem. Wspaniała mieszczańskość Dolnego Śląska ustąpiło
uporządkowaniu Opolszczyzny, by, po minięciu Krakowa, utonąć w brzydocie i
chaosie Podkarpacie. Czułem bliskość granicy. Architektura była inna i ludzie inaczej
ubrani. Widziałem zmianę w rejestracjach samochodów i w przydrożnych napisach
zachęcając do kupna mebli. Imperium tutaj miało swoje kresy. Jak mur Hadriana bronił
Rzym przed barbarzyńcami, tak pomiędzy dwoma słowiańskimi narodami powstała umocniona
linia dzieląca świat na zachodni porządek i wschodni chaos. Za nią rozciągała
się ziemia nieznana, niezrozumiała dla przeciętnego Europejczyka.
![]() |
Ukraina. Przydrożny bazarek. |
Długa kolejka samochodów podkreślała wagę przejścia granicznego. Nie było
tu jednak germańskiego porządku. Niektórzy kierowcy mijali nas lewym pasem, w
sobie wiadomy sposób dochodząc do początku kolejki. Inni korzystali z chwilowej
nieuwagi stojących w kolejce i gdy ci zbyt wolno ruszali, zostawiając przed sobą
pustą przestrzeń, wciskali się w to miejsce. Nikogo to nie oburzało. Był upał.
Przy drodze nie było sklepików, barów czy choćby toalet. Samochody posuwały się
wolno, więc gdy w końcu ujrzałem posterunki, spodziewałem się zobaczyć również
proces dokładnych kontroli, którym poddawani byli wyjeżdżający. Tak jednak nie
było. Kierowcy podawali paszport, dostawali pieczątkę i jechali dalej. Jednak
by pieczątkę uzyskać, należało czekać. Tak witał mnie wschód. Tutaj urzędnik
znaczył więcej. Jakąż wagę miała by jego decyzja, choćby w postaci pieczątki,
jeśli uzyskać można by ją szybko i w sposób niezauważalny? Ten „wystany”
stempelek dopiero nabierał znaczenia, a przez to i sama Granica wydawała się
potężniejsza. Jej przejście miało smak inicjacji, powitania w innej, nieznanej kulturze.
Tak więc, po pięciu godzinach spędzonych w ślimaczo poruszającej się
kolejce, stanąłem poza Granicą Imperium. Na ziemi nieznanej, na zachodnich
rubieżach Ukrainy.
![]() |
Ukraina. Pani w bikini prowadzi krowę wzdłuż drogi. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz