Jechaliśmy przez zielone wzgórza krainy, której nazwa przywodzi u moich
rodaków wyłącznie złe skojarzenia –Wołynia. W widoku mijanych pól brak było
charakterystycznej dla Polski szachownicy. Wokół mnie rozciągały się
monokultury. Znikające za horyzontem uprawy słonecznika i kukurydzy.
Zatrzymałem się przy jednej z nich. Pagórkowaty teren zielenił się, miejscami
przebarwiając w żółć i pomarańcz. Zerwałem jeden strąk i spróbowałem. Znałem
ten smak. Przede mną rozciągało się gigantyczne pole soi. Z pewnością było
własnością jednego z koncernów, które niczym dawne kołchozy przejęły ziemię i
odebrały rolnikom rację bytu. Rolnikom, którzy nie zdołali zaistnieć w wolnej
Ukrainie. Dwadzieścia pięć lat temu mieszkańcy mijanych, niechlujnych i
chaotycznych wiosek byli kołchoźnikami, dziś właściwie są tym samym -robotnikami
rolnymi. Pozbawieni dumy wypływającej z faktu posiadania własnych hektarów
ziemi, egzystują w małych osadach. Rolnictwo indywidualne, przetrącone przez lata
komunizmu, nigdy się nie podniosło, pozostawiając miejsce wielkim firmom agrarnym.
W 1989 roku nie było na Ukrainie żadnego prywatnego gospodarstwa rolnego. W
1992 roku było ich nieco ponad 14 tyś, by w 2004 dojść do liczby 42 tyś. W
podobnym czasie w Polsce (2006 rok) było ich 2 mln 845 tyś -68 razy więcej!
![]() |
Soja, wszędzie soja |
Mijane wioski różniły się od galicyjskich. Już tamtym daleko było do
zachodniego ładu. Wołyńske wyglądały znacznie gorzej. Bezładnie rozrzucone
chałupy, rozpadały się przytłoczone starością. Wiejskie drogi nigdy nie zaznały
asfaltu czy choćby bruku. Mieszkańcy tych terenów znajdowali pociechę w
religii, gwałtownie odradzającej się na Ukrainie. W pobliżu znajdowały się
przynajmniej dwa promieniujące ośrodki wiary: Ławra Poczajewska i Źródło Św.
Anny koło Krzemieńca.
Źródło było trudne do znalezienia, właściwie nie wiedziałem gdzie dokładnie
położone. Jechaliśmy długo, gdy w końcu uratowała nas przerdzewiała, blaszana
tablica pokazująca kierunek. Skręciłem zgodnie z jej wskazaniami. Wkrótce
rozpoczęły się zabudowania a łąka obok drogi zamieniona została w prowizoryczny
parking. Zaparkowałem wśród kilkudziesięciu samochodów. Miejscowych rejestracji
było mało. Przeważały kijowskie, ale obok nich również rosyjskie, a nawet
polskie. Nie było tu podziału na biednych i bogatych, pośród wysłużonych aut
stały luksusowe SUVy.
![]() |
Kramy z dewocjonaliami |
Wzdłuż drogi ciągnął się biały płot, zza którego pyszniły się błękitne
budyneczki zwieńczone złotymi kopułami. Po przejściu przez bramę znalazłem się
na brukowanym placu otoczonym sukiennicami, które wypełniały stragany z
dewocjonaliami. Kilkunastu pątników oglądało miniaturki ikon, buteleczki z wodą
i wiszące na wieszakach długie szlafroki z niskiej jakości bawełny. Religijny
kicz jest ponadnarodowy, takie same stragany spotkać można w Częstochowie czy
Medjugorie. Za placem widać było ukwieconą studnię i małą cerkiewkę. Budynki
byłe nowe i zadbane. Pomalowane w trzy kolory: błękit, biel i złoto. Za
cerkiewką znajdowało się święte źródło. Zobaczyłem szerokie, drewniane schody
kończące swój bieg na niecce basenowej wypełnionej błękitną wodą.
![]() |
Źródło Św. Anny |
Jak głosiły
tablice z opisem historii źródła, kąpiel w nim i trzykrotne zanurzenia zapewniało
przychylność Św. Anny. Wiele osób chciało skorzystać z takiej okazji. Mężczyźni
i chłopcy ubrani byli jedynie w slipki. Kobiety natomiast, miały na głowach
chusty a ciała zakryte powłóczystymi szlafrokami, które widziałem przy wejściu.
Po wyjściu z wody, mokra bawełna oklejała ich nagie ciała, eksponując wydatne
wdzięki. Zimna woda sprawiała, że sutki Pań radośnie sterczały potęgując komizm
sytuacji. To jednak nie przeszkadzało nikomu, ciało było wszakże zakryte.
Wykąpać się też chciała dziewczynka ubrana w bikini, wyglądająca na nie więcej
niż dwanaście lat. Jednak widok jej ledwie rysujących się piersi, wzbudził
czujność strażnika. Po chwili została wyproszona, by swą odkrytą cielesnością
nie burzyć harmonii miejsca.
![]() |
Tak można |
![]() |
A tak już nie |
Ja również pragnąłem zostać obmytym ze wszystkich grzechów. Rozebrałem się
i ruszyłem w dół. Woda była lodowata. Jak później przeczytałem, miała stałą
temperaturę 4 stopni. Wokół panował niemiłosierny upał, więc kąpiel
przypominała skok do przerębla po wyjściu z bani. Widok młodego księdza, który
ochoczo wkroczył do wody i trzykrotnie zanurzył się cały, uprzednio
przeżegnawszy, dodał mi otuchy.
![]() |
Bohaterski duchowny |
Zanurzyłem się i ja. Zimno przeniknęło mnie na
wskroś. Zachowałem jednak twarz, przecież obok mnie pławiły się kobiety w
średnim wieku, uśmiechając się radośnie. By pokazać swój hart ducha
postanowiłem przepłynąć na drugą stronę zbiornika, czego w połowie drogi
pożałowałem, cudem tylko unikając skurczu mięśni. Kąpiel była czymś na kształt
katharsis. Ciało, które doznało szoku termicznego uwalniało głowę. Po wyjściu
przenikało mnie poczucie moralnej czystości i radości życia. Usiadłem na
schodach obserwując zgromadzonych. Wśród osób w średnim i podeszłym wieku,
widziałem też nastolatków i dzieci, które zachęcone do kąpieli przez rodziców,
płakały później donośnie. Obok rozłożyła się również pielgrzymka z Polski,
która dotarła tu pieszo.
Historia źródła była wielowiekowa i sięgała czasów najazdów tatarskich.
Przez stulecie przybysze doznawali tu cudownych uleczeń. Potem nastał mrok komunizmu
i źródło zlikwidowano zasypując torfem i zabetonowując. Jednak pamięć o miejscu
nie zaginęła i 1991 roku wybudowano basen i budynki dookoła. Sława świętej wody
trwa więc nadal i z pewnością będzie ona przyczyną niejednego jeszcze cudu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz