Podróż na wschód. Marzenie od
zawsze, lecz na ten rok, nie planowana. Jeszcze w poniedziałek aktualny był
wyjazd z przyjaciółmi do Rumunii. Lecz los chciał inaczej, przyjaciele wycofali
się, a ja w Rumunii byłem już dwa razy. Tak więc jednak wschód -Turcja.
W sobotę rano siedziałem z
rodziną w samochodzie. Ja , Agnieszka i nasz ośmioletni syn Szymon. Bez planu, mapy, czy choćby minimum wiedzy.
Kierując się informacjami ze starego przewodnika Pascala, w pierwszym tureckim
hotelu pytałem czy mogę spodziewać się łazienki w pokoju (była, podobnie jak we
wszystkich pozostałych…). Jechaliśmy przez
Słowację, Węgry, by dotrzeć w nocy do Subotnicy w Serbi. Tam zatrzymaliśmy się
na odpoczynek. Następnego dnia wyruszyliśmy przez Bułgarię do granicy
tureckiej, by w ciągu piętnastu dni odwiedzić: Edirne, Iznik, Bursę, Olimp,
Side, Konyję, Gorome, Sinop i Kastamonu.
Rano pomknęliśmy w kierunku
Turcji a na granicę dotarliśmy późnym popołudniem. Dużo formalności, pieczątek
i trochę stania w kolejce (około dwóch godzin). Nasz samochód otrzymał swój
numer i został wbity pieczątką do paszportu. Byłem podniecony, wprawdzie
odwiedzałem już wcześniej Stambuł, ale teraz otworzyła się przede mną cała
Turcja, a miejsca w których się znajdę zależały tylko ode mnie. Kontrole
ciągnęły się długo, po kolei odprawiały nas rozmaite służby. Gdy sądziłem, że
już po wszystkim, zatrzymali samochód eleganccy panowie w garniturach. Ubrani
podobnie do obsługujących nas przed chwilą celników, okazali się sprzedawcami
chorągiewek. Nie skusiłem się na ich ofertę, ale byłem pewien, że znajdą się
turyści sądzący, że zakup małej flagi tureckiej jest jednym z obowiązków
przekraczającego granicę.
Do Edirne dotarliśmy o zmroku. Jeden
krok za próg samochodu i wszystkie zmysły zostały zaatakowane. Ulice pełne
zapachów, światła, w restauracjach mnóstwo gości. Na trawnikach pod drzewami,
rodziny rozłożyły się na kocach. Gwar. Ludzie wspólnie jedzą, przechadzają się,
idą do meczetu, leżą. Jest czas Ramadanu, o czym wcześniej nie wiedziałem.
Hotel znalazłem w 5 minut, blisko dawnego karawanseraju, również hotelu, ale
oferującego zbyt drogie dla nas noclegi. Zrzuciłem bagaże i natychmiast
ruszyłem w miasto, chcąc zderzyć się z czekającą tam rzeczywistością, coś zjeść
i obejrzeć meczety. Otwarte knajpy przywoływały z daleka. Z większości miejsc
rozchodził się zapach grillowanego mięsa. Jestem wegetarianinem i szybko się
przekonałem, że w Turcji utrudniało to
nieco życie. Poza lokantami ciężko było znaleźć dania bez mięsa. Do jednej z
nich wszedłem i dostałem pyszne grillowane warzywa i ciecierzycę w sosie
pomidorowym. Po posiłku snułem się z pełnym żołądkiem wśród innych zadowolonych
mieszkańców miasta. Atmosfera przypominała karnawał a ja czułem się błogo. Od
ulicznego sprzedawcy pamiątek kupiłem mydełka w wymyślnych kształtach owoców:
arbuza, winogron, jabłek. Kawałek dalej stał sprzedawca lizaków. Starszy
mężczyzna w białym fartuchu donośnie zachęcał przechodniów do skosztowania
specjału. Wokół kłębił się tłum dzieci. Skusiłem się na jeden. Zapłaciłem 2 tln
i w zamian otrzymałem patyczek zanurzony w wielobarwnej masie roztopionego
cukru.
![]() |
Sklepik rzeźnika. Czyste piękno. |
Kierując się ruchem tłumu,
dotarłem do pierwszego meczetu. Wszedłem do środka i zamarłem olśniony widokiem.
Zobaczyłem przed sobą najpiękniejszy meczet, jaki widziałem w życiu, a przecież
Stambuł również pełen jest arcydzieł architektury. Misternie zdobione wnętrze,
zwięczone było potężną kopułą. Był to kompleks Selimiye, zbudowany w 1575 roku
przez Sinana. Człowiek ten był jednym z
najgenialniejszych architektów świata i pozostawił niezatarte piętno na całym
obliczu Turcji, choć jego dzieła, można podziwiać również poza jej granicami (np.
meczet w Budapeszcie). Sinan urodził się jako chrześcijanin, by po naukach w
szkole janczarów i przyjęciu islamu, stać się nadwornym budowniczym czterech
kolejnych sułtanów. Imperium Osmańskie miało cudowną zdolność asymilowania i
wykorzystania ku swojej chwale podbitych narodów. Sinan był tego najlepszym
dowodem. W czasie swojej 50 letniej kariery zbudował 400 (!) obiektów, w tym
Błękitny Meczet czy most w Mostarze. Mimo swojego geniuszu całe życie ścigał
się z dawnymi mieszkańcami tych ziem, którzy pozostawili po sobie jeden z najbardziej
spektakularnych obiektów w historii ludzkości –Hagia Sophię, której kopuła do
dzisiaj pozostaje jedną z największych na świecie.
![]() |
Kompleks Selimiye. Zachwycająca lekkość. |
Przysiadłem we wnętrzu świątyni
chłonąc jej piękno. Wokół mnie przechadzali się mężczyźni. Niektórzy z nich
rozmawiali, inni modlili się albo tylko odpoczywali od spiekoty. Za niskim płotkiem
siedziały kobiety w chustach. Nad nami wszystkimi wisiał potężny żyrandol z
setkami świateł. Z zadumy wyrwali mnie dwaj mężczyźni, którzy podeszli by przywitać
się i uścisnąć moją dłoń. Spojrzałem na nich spłoszony i bąknąłem, że jestem
turystą. Uśmiechnęli się do mnie wyrozumiale i odeszli życząc wszystkiego
dobrego.
![]() |
Eski Cami. |
Po godzinie ruszyłem do drugiego
meczetu, który zamierzałem w tym dniu odwiedzić. Był nim pochodzący z początków
XV wieku Eski Cami. Budowli, położonej w centrum miasta, brakowało lekkości
dzieł Sinana. Lekko przysadzista, przykurczyła się przy ziemi, a jej minarety
wyglądały na naprędce doklejone. Wnętrze jednak znowu zbiło mnie z nóg. Surowe
ściany pokryte były czarną kaligrafią. Litery malowane w różnych stylach, miały
w sobie niespotykaną lekkość. Wydawały się bardziej zapisem muzycznych
harmonii, niż prozaicznymi literami. Odwiedzający meczet podziwiali je w
skupieniu, przed niektórymi modlili się. Nastrój kontemplacji nie przeszkadzał
w nieskrępowanej bieganinie dzieci. Nikt ich nie karcił, ani nie wyganiał. Mój
syn, widząc wygłupy dzieciaków, dołączył do nich, biegając i fikając koziołki.
![]() |
Eski Cami. Zabawa dzieci. |
Było już późno i postanowiłem
wrócić do hotelu. Pierwszy dzień w Turcji odurzył mnie i sprawił, że długo
jeszcze nie mogłem zasnąć.
Następnego dnia, przed wyjazdem,
odwiedziliśmy jeszcze jedno miejsce: kompleks meczetowy Bejazida II wraz z
muzeum zdrowia. Byłem ciekaw jak wyglądało lecznictwo Turcji parę wieków temu.
Przejechałem więc starym kamiennym mostem i znalazłem się pod kompleksem,
położonym nieco na uboczu. Wnętrze okazałych, odnowionych budynków wypełniały
eksponaty, będące niegdyś wyposażeniem izb szpitalnych. Miejsce było piękne,
harmonijne i spokojne. Spacerowałem przyglądając się pomieszczeniom, w których
trwały zainscenizowane przez manekiny sceny z dawnego życia przybytku.
Zobaczyłem aptekę, laboratorium, wnętrze szkoły. Zatrzymałem się przy zespole
muzycznym i scenach terapii zajęciowej. Metody pracy z osobami psychicznie
chorymi wydawały się niezwykle rozwinięto, jak na epokę w której je wykorzystywano.
Szpital powstał pod koniec XV wieku, a to co widziałem, świadczyło o dużym
rozwoju medycyny osmańskiej, znacznie przewyższającym wiedzę Europy Zachodniej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz